Odczyt nastąpił w dniu 20.11.2019 w Klubie Świadomego Rodzica
(artykuł w fazie roboczej, proszę o uwagi, opinie, pytania)
Patrząc na to zagadnienie od strony podstawowych zachowań w jakie wpadamy w obliczu „słodkiego aniołka i małego potworka” w jednym, bo raz takim, a raz takim widzimy dziecko w wielu sytuacjach, zadałem sobie pytanie dlaczego tak się dzieje?
Dlaczego odwiedzający mnie rodzice coraz częściej czują się bezradni wobec swoich pociech? Ja także przy moich wnuczkach nie zawsze zachowuję adekwatne myślenie kontekstowe (A.M.K.). Dlaczego możemy wpadać w kłopoty wychowawcze, mając do dyspozycji cały arsenał urządzeń, narzędzi, instruktarzy, znajomych i ekspertów wspierających we właściwym wychowaniu?
Otóż, podążając za ekspertami w tej i pochodnych dziedzinach, doszedłem do kilku wniosków, którymi się tu podzielę oraz nakreślę parę rozwiązań i wskazówek dla rodziców poszukujących odpowiedzi na powyższe pytania.
Zaczyna się to bardzo wcześnie. Wyjątkowa troska społeczeństwa, spotkania z położną, regularne wizyty u lekarzy, szkoły rodzenia…, to wszystko ma na celu pomóc matce zadbać o jak najzdrowszy płód. Szkoły dla rodziców, które uświadamiają i angażują partnerów w kwestie dbania o dziecko od momentu poczęcia. To wszystko stwarza atmosferę, w której rodzic nabiera przeświadczenia, że jego życiową misją jest troska i szczególna dbałość o najwyższe dobro rodziny – dziecko.
Jeśli do tego dołożymy naszą (ssaków) ewolucyjną skłonność do przekonania, że „opieki nigdy dość”, to łatwo przeoczyć moment, kiedy granica zostaje przekroczona. Nadwrażliwość rodzicielska zaczyna być stylem życia, a wszelkie uwagi o poszukiwanie umiaru czy zdrowego rozsądku traktowane są jak atak na rodzinę.
Od pierwszych chwil, zaraz po urodzeniu, rodzice starają się być wyczulonymi na wszelkie, nawet najmniejsze ruchy dziecka i wsłuchują się we wszystkie dźwięki jakie wydaje, próbując jak najszybciej „nauczyć” się odczytywać te sygnały. Gdy coś ich niepokoi sięgają po kilka „kół ratunkowych”, typu mama, koleżanka, internet, położna…. i ruszają do działania. Robią wszystko, aby dziecko jak najszybciej przestało płakać (też tak miałem z córką i jeszcze czasem „wkręcam się w taką schizę” gdy jestem z wnusiami).
Niemiły bodziec – szybka reakcja. Dziecko płacze – gasimy pożar. Tak, dziecko zanim zacznie mówić, uczy nas szybkiego reagowania na jego potrzeby, jak Pawłow uczył swoje pieski. Bodziec – reakcja. A czego może nauczyć się dziecko? Chcę = dostaję, czyli roszczeniowej postawy.
Gdy w wieku dwóch lat zaczyna mówić, uczy się werbalnego doskonalenia tej metody. Jego umysł przechodzi prawdziwą rewolucję, a w wyniku amnezji dziecięcej zapomina wcześniejsze zdarzenia. To okres masowej reorganizacji kory mózgowej. Dziecko jest coraz bardziej ekspansywne i zbiera nowe doświadczenia dotyczące przetrwania. Sprawdza swoją sprawność, siłę i skuteczność. Jakby od nowa testuje siebie, rodziców i otoczenie (hmmm, jakby wcześniej tego nie robiło).
Reprezentuje różne zachowania przy różnych osobach. Podobnie jak mały wilczek, na wszelkie sposoby stymuluje swój pień mózgowy w obliczu takich „zagrożeń” jak krzyk rodzica, czy kuksańce starszego rodzeństwa. Łamanie zakazów, przekraczanie granic, psocenie, robienie na przekór, wszystko co daje mu poczucie bycia ważnym i że innym na nim zależy.
Czuje, że przynależy do rodziny, która daje mu w takich momentach szczególną uwagę. Nie dostaje jej podczas wspólnych gier, zabaw, czytania bajek, snucia niestworzonych opowieści, to sięga po inny, sprawdzony i skuteczny sposób.
Czego się uczy? Jest psota = jest uwaga. Nawet za cenę klapsa, bo czym jest klaps czy kuksaniec dla dziecka? Tym, czym dla wilczka, który uczy się sposobów przetrwania, pogryzienie czy skaleczenie? Ważne są emocje z tych zdarzeń płynące i odczuwalny sukces: „przetrwałem nawet TO!”.
W obliczu tych „zagrożeń”, dzięki neuronom lustrzanym, stymuluje się emocjami jakie przeżywa krzyczący rodzic, uczy się odporności na hałas płynący z rodzicielskiej wypowiedzi lub odporności na ból jakiego doświadcza z kuksańców rodzeństwa. Ćwicząc tę odporność, obniża próg bólu fizycznego i emocjonalnego. To było konieczne do tego, aby jako już dorosły osobnik być gotowym do ochrony siebie i swojego potomstwa oraz do zdobywania pożywienia w dżungli, buszu, stepie, całym nieprzyjaznym świecie zorientowanym na walcz lub uciekaj, czyli przetrwanie.
Głównym mechanizmem mającym zagwarantować dziecku przetrwanie jest copywriting – kopiowanie zachowań rodzica lub osoby uznanej przez dziecko za opiekuna. To dlatego dziecko słabiej reaguje na to co do niego mówisz, za to świetnie kopiuje Twoje zachowania i postawy (to bywa wkurzające 🙂 ).
Szczególnie atrakcyjne, bo świadczące o byciu dorosłym, jest kopiowanie zachowań „zakazanych”, a realizowanych przez dorosłych oraz używanie gadżetów „przyspawanych” do ręki rodzica, jak pilot, komórka, klawiatura komputera…
Dziecko ma podwójną korzyść rozwojową w postaci:
a) naśladowaniu dorosłego;
b) wykształcaniu sprytu, dzięki podkradaniu i super korzyść w postaci stymulacji pnia mózgowego – szczególne gdy reakcje rodzica są gwałtowne.
Podobnych wrażeń, stymulacji, doświadcza w grach wirtualnych, a gdy zasmakuje się w tym, szybko się od tego uzależnia, jak od cukru. Jest tu też pewna zależność – jego (nasz często też) umysł nie odróżnia bodźców wirtualnych od rzeczywistych. Z równym zaangażowaniem emocjonalnym, jakby wkręcony, pociąga za sobą także ciało produkując i uwalniając odpowiednie hormony, napinając właściwe grupy mięśni i angażując wspierające je organy jak w rzeczywistych zdarzeniach.
Organizm, a w szczególności mózg, dla lepszej sprawności w sytuacji zagrożenia, potrzebuje zwiększonej ilości węglowodanów, więc woła o cukier! Ciasteczka, czekoladki, cukiereczki, i tak uzależnia się, a ustami dziecka woła: DAJCIE CUKIER!
Mózg dwulatka zużywa tyle energii co dorosłego, a trzylatka dwukrotnie więcej! Mózg sześciolatka jest trzykrotnie większy niż w momencie narodzin! To dlatego dzieci w tym wieku często są łakome na słodycze, bo „osładzają” sobie stres powstający w wyniku socjalizacji i uzupełniają węglowodany zużyte podczas hiperaktywności mózgu i reszty ciała.
Badania neuronalne potwierdzają zwiększoną aktywność tych samych obszarów mózgu w czasie, gdy dziecko uczestniczy w grze / zabawie wirtualnej, co podczas podobnych zdarzeń w świecie rzeczywistym. Organizm uruchamia wszystkie te same procesy, by jak najszybciej wskoczyć na tryb walcz – uciekaj.
APEL 1:
Rodzicu, czy po to Twoi przodkowie drogą ewolucji wychodzili z nieprzyjaznych warunków buszu, gdzie każdego dnia musieli walczyć o przetrwanie, żebyś teraz sam własne dziecko w innym (bo „wirtualnym buszu”), porzucał na pożarcie wirtualnych potworów? Przez to zmuszasz je do mierzenia się z rzeczywistym lękiem, strachem i innymi emocjami, wskutek czego na szwank narażasz jego psyche, soma i polis.
Umysł dziecka odczuwając tak silne bodźce chce jak najskuteczniej nauczyć się radzenia sobie w takim środowisku. Ewolucyjnie przygotowany do tego aby zagwarantować swojemu „dźwigaczowi”- dziecku, zwiększone szanse przetrwania w życiu dorosłym, wpada we własną pułapkę.To Ty, jako rodzic, świadomy sytuacji wiesz na ile tego typu zagrożenia: jak tygrys szablozębny czy niedźwiedź jaskiniowy, będą zagrażać Twojej latorośli, gdy dorośnie (wierzę, że ta odrobina sarkazmu nie zniechęci czytelnika do dalszego czytania).
Dziecko nieświadomie jeszcze wiele razy będzie w tę pułapkę wpadać, aby pozbyć się tej skłonności ma do pomocy Ciebie. Od właściwego realizowania zapotrzebowania na coraz silniejsze bodźce, na cukier i inne niezdrowe pokarmy, ma Ciebie. Od nauki radzenia sobie z własnymi niespełnionymi kaprysami, frustracjami i innymi emocjami, ma Ciebie.
Granice które stawiasz, to nie ograniczenia zabierające mu szanse rozwoju, a wręcz przeciwnie, otwarcie na poszukiwanie rozwiązań wpływające na jego wielostronny rozwój. Potrzebny jest jasno określony sposób i wyznaczony czas na korzystanie z urządzeń multimedialnych oraz coś co wypełni mu czas nudy i zniechęcenia (o tym ciut poniżej).
Biorąc pod uwagę ilość negatywnych emisji dzisiejszych komórek, tabletów czy komputerów, szkodliwe dawki zaczynają się powyżej 20 minut na każdy rok, zaczynając powyżej trzech lat, stąd czas korzystania:
Do 3 lat | 3-6 lat | 6-9 lat | 9-12 lat | 12-15 lat | 15-18 lat | pow. 18 lat |
0 min | do 20 min | do 40 min | do 1h | do 1h 20 min | do 1h 40 min | do 2h |
Jeśli Twoje dziecko krócej korzysta z komórki czy tableta, to tego bym nie zmieniał. Natomiast jeżeli korzysta dłużej z tych urządzeń, warto zastanowić się, jak zmniejszyć czas „auto-zatruwania”? Jak dogadać się z latoroślą, że to dla jego zdrowia i kondycji intelektualnej? Najprostszą metodą, jest słuchać co mówi, rozmawiać z nim miękko komunikując wprowadzane zasady i przytulać. W każdym wieku. (Wiśta wio – łatwo powiedzieć! Spróbuj tego z moim!).
Oczywiście początkowo może się zdarzyć (nie musi), że dziecko będzie się buntować i oskarżać Ciebie o bezduszność i tyranię, bo przecież tato Marysi daje, a mama Krystiana pozwala na… Może też w złości wykrzyczeć, że skoro Ty jego nie kochasz, to ono Ciebie też. To wyraz złości, a nie jego stosunek do Ciebie, ani też prawda o tamtych rodzicach. Nie wiesz co Marysia i Krystian, w podobnych chwilach mówią o Twoim dziecku i Tobie.
To trzeba przetrwać, ochłonąć (“najpierw tlen”) i ze spokojem, konsekwentnie („wychowanie asertywne”) zakomunikować dziecku: „Możliwe, że tamci rodzice nie mają czasu dla swoich dzieci, żeby zadbać o ich zdrowie i przyszłość, ale ja tak bardzo Ciebie kocham, że o to zadbam”.
Gdy to będzie już możliwe, w dowód tego kochania okaż zrozumienie. Zapominając co mówiło w złości, bez powracania do tego co było, przytul je i nadal darz miłością bezwarunkową (to metoda postępowania także wobec współpartnerów).
Rozumiem, że łatwiej marudnemu dziecku dać smartfona i mieć je z głowy, niż zająć się nim, pograć w gry, poczytać, pokulać się po podłodze… o. k. rozumiem. Nie wszędzie i nie zawsze jest to możliwe. A gdy jest to możliwe to czy to robisz? Ile czasu tak na prawdę poświęcasz swojemu dziecku? Dziecku, a nie problemowi którego chcesz się pozbyć? Dziecku, a nie własnemu EGO?!?
Nie pytam, ile poświęciłeś czasu na to, by pozbyć się problemu z powodu alarmującego telefonu od Pani od matematyki, sugerującej, że trzeba zasiąść z dzieckiem do nauki lub zawieść je na korepetycje! Nie pytam, czy ma „lepsze” ubrania, czy jest lepiej od innych odżywione i suplementowane, czy ma lepszych korepetytorów, trenerów, czy ma najnowszą komórkę… Dziecko, to ani nie problem, ani nie gadżet do kreowania Twojego wizerunku!
Pytam o ilość czasu i zaangażowania, jakie tak na prawdę poświęcasz swojemu dziecku? To człowiek potrzebujący szacunku, zrozumienia, poczucia przynależności i potrzebujący czuć, że jest komuś – a najbardziej Tobie rodzicu – potrzebny i że jest dla Ciebie ważny. Takie jakie jest, a nie takie jakim chciałbyś, aby było.
Dziecko nie jest Twoimi niezrealizowanymi marzeniami, niespełnionymi ambicjami i nie jest szansą dla Twoich niedokończonych projektów czy realizacji. Jest Twoim dzieckiem potrzebującym miłości bezwarunkowej – takiej czystej bez „coś za coś” – prawdziwej miłości rodzicielskiej.
Potrzebuje prawdziwej bliskości, bo to ona wyzwala emocje stymulujące jego mózg i potrzebuje „pracy” – monotonnych powtarzalnych zajęć. Potrzebuje tworzyć i opowiadać Tobie swoje wyobrażenia, bez narażania się na krytykę. Prawdziwa bliskość da mu poczucie bycia dla Ciebie ważnym.
Gdy robicie coś razem, gdy razem rozwiązujecie zadania typu: jak zawiązać sznurówkę, żeby się nie rozwiązała; jak trzymać w ręku scyzoryk robiąc łódkę, aby się nie skaleczyć i nadal oddychać; gdzie przestawić figurę szachową, aby zdobywać „Twoje” nie tracąc „Swoich”; jak stawiać stopy podczas schodzenia z góry szutrową ścieżką; …itd. To też gry.
Wyjątkowo cenne może się okazać wykształcanie nawyku aktywowania do zabaw, gier, drobnych prac, kontynuacji aż do zakończenia (niezależnie od wyniku), a następnie kończenia tych zadań w postaci podkładania zabawek / narzędzi na miejsce. Jeżeli do tego, jak tylko to możliwe, dodamy korzystanie ze świeżego powietrza to sukces gwarantowany. Zaś zaniedbania w tym zakresie w późniejszym wieku często prowadzą do posypiania, migren, zniechęcenia do życia, licznych frustracji i niezdolności do autoaktywacji – podejmowania działań i innych inicjatyw i słomianego zapału i roszczeniowo – pasywnej postawy.
W takich przypadkach, bezcennymi okazują się być monotonne zajęcia. To one uczą cierpliwości, obowiązkowości i odczuwalnie dają świadomość użyteczności. Jestem użyteczny – chcą mnie, jestem im potrzebny – mam poczucie przynależności. Tak podpowiada umysł dziecka. Rozwijając percepcję i skupienie podczas wykonywanego zadania oraz doskonaląc wykonywanie tych czynności jak dawniej podczas haftowania czy wyplatania koszyków, dziecko doznaje poczucia sprawczości, a często też umacnia więzi.
„Badania przeprowadzone przez Uniwersytet Kalifornijski w Los Angeles wykazały, że dzieci, które spędziły tydzień bez urządzeń cyfrowych, szybciej i lepiej porozumiewały się niewerbalnie niż dzieci, które korzystały z telefonów i komputerów”.
„Zdaniem Susan Greenfield, brytyjskiej naukowiec i członkini Izby Lordów, gdy nastoletnie dziecko korzysta ze smartfona, jego mózg zaczyna działać na poziomie trzylatka, gdyż jego umiejętności społeczne stają się bardzo słabe, czas koncentracji jest krótszy, a emocjonalność i poczucie tożsamości gorsze”. Z innych badań wynika, że światło emitowane przez ekrany niszczy wzrok, negatywnie wpływa na nastroje i koncentrację, a emitowane przez te urządzenia fale mają destrukcyjny wpływ na mózg!.
Czy to jest rodzicielska dbałość i troska o zdrowie dziecka? Jeżeli zubaża to zdrowie psychiczne, fizyczne i cierpią na tym emocjonalność oraz relacje? Jeżeli nie jesteś pewien tego, że Twoje dziecko w przyszłości będzie wyjątkowym ekspertem w jakiejś dziedzinie, to wiedz, że o jego życiowym sukcesie zadecydują umiejętności społeczne. Nie kompetencje twarde typu wiedza i potwierdzający ją dyplom czy umiejętności zawodowe, tylko budowanie relacji. Wiedza z dnia na dzień traci na znaczeniu, a zapotrzebowanie na określone zawody zmienia się jak w kalejdoskopie. To dlatego coraz wyżej cenione są umiejętności społeczne.
Tego nie nauczy się przy smartfonie czy komputerze, tylko w piaskownicy, domu kultury i innych miejscach zabaw z rówieśnikami. Nawet jak przyjdzie z siniakami, to poczuje smak sukcesu i porażki, zacznie rozpoznawać emocje, pozna swoje i cudze granice, dotknie skutków swoich poczynań wobec drugiego człowieka. Nie będzie bać się tygrysa szablozębnego czy wirtualnego potwora, tylko dzięki własnemu doświadczeniu dowie się, jak poradzić sobie w trudnej sytuacji jaka może go spotkać w każdym momencie. W rzeczywistym, prawdziwym świecie.
W wieku 9 lat, jego mózg w sposób naturalny zacznie się zmniejszać, a dziecko będzie stawać się w pełni ukształtowanym, dojrzałym człowiekiem! Odpowiedzialnym i traktującym życie nie jak nie kończącą się zabawę, lecz jak przygotowanie do dojrzałości, ale to już zależy od Ciebie.
Gdy w wieku 12 lat, zaczną się stabilizować płaty czołowe, będzie w pełni korzystać z funkcji myślenia przyczynowo skutkowego, planowania i odraczania małych nagród. Zaprzestanie trwonienia środków na drobne cele, by kumulować te środki i realizować większe zamierzenia. Jak ma nauczyć się takiej postawy, skoro dostaje wszystko co wyprosi lub wymarudzi?
Jaką rodzic ma korzyść ze spełniania takich zachcianek? Gdy dziecko jest z tabletem w domu, to jest pod kontrolą (!), więc nie trzeba się o nie martwić. Co najwyżej co jakiś czas zajrzysz (sprawdzisz czy oddycha) i spytasz czy chce coś do jedzenia lub do picia. Pochwalisz siebie słowami: „Byłem, sprawdziłem, zapytałem z troską, więc sumienie mam czyste”; „Opiekuję się i dbam, bo moje dziecko ma wszystko”; „Kupuję co trzeba, nikt mi nie zarzuci braku dbałości”; „Kupuję zabawki najlepsze dla jego grupy wiekowej”; a na ewentualne zarzuty odpowiesz: „Skąd pewność, że wyrośnie na bezdusznego materialistę”?
Otóż przez nadmierną kontrolę, pozbawiając go interakcji z innymi, odbierasz mu szansę na rozbudowanie najważniejszej dla istot społecznych (wielu ssaków, w tym ludzi) kompetencji, jaką jest komunikowanie z innymi i budowanie relacji. Bez tych umiejętności częściej będzie wykluczany społecznie, gdy osoba potrafiąca budować relacje, szybko zawiązuje przyjaźnie, gdziekolwiek na świecie się znajdzie. Chcesz by Twoje dziecko miało więcej cech outsidera, czy idola?
W wieku 18 lat następuje ostatnia większa reorganizacja w mózgu i jego zużycie energii zaczyna się stabilizować, aż w wieku 20 lat osiągnie on pełną dojrzałość jako konstrukt umysłowy względnie trwały. Samowystarczalny i samoodnawialny (jeśli o tym wie). Jeśli nie będzie miał takich doświadczeń i przekonania o sobie, będzie betonowym niewolnikiem. Reaktywnym na bodźce, więc łatwosterowalnym, o sztywnych i zastałych poglądach, nie rozumiejącym zasad budowania relacji odszczepieńcem. Co zmienić?
Zmienić nastawienie do dziecka. Zmienić swoje postrzeganie ze „słodkiego aniołka i małego potworka” na wystarczająco gotowego do współpracy na polu asertywnego wychowania człowieka. Wystarczająco samodzielnego w nabywaniu wielu kompetencji społecznych i odpowiedzialnego za swoje poczynania. Partnera, a nie lalkę – marionetkę w grze.
Dać mu zadania, aby nawet jeśli pomarudzi, to żeby miało poczucie, że jest potrzebne. Ułatwić mu zapamiętywanie obowiązków wprowadzając rytuały i ustalić jasne zasady współżycia w rodzinie. Trenować odraczanie przyjemności i wykonywanie monotonnych zajęć. Wspólnie poznawać z nim świat i bezgraniczność dziecięcej wyobraźni. Uczyć, że błędy nie są porażkami tylko lekcjami, kochać bezwarunkowo, wspierać w każdej, nawet trudnej dla Ciebie (rodzica) i Jego (dziecka) chwili i przytulać.
APEL 2:
Rodzicu, daj dziecku to, co masz najcenniejszego:
– wsparcie i czas uwagi, by czuło się dla Ciebie ważne;
– szacunek, by miało mocne poczucie wartości;
– bliskość, by miało poczucie bezpieczeństwa;
– świeże powietrze i wysiłek, by było zdrowsze i zahartowane;
– kontakty z innymi, by miało wzorce budowania zdrowych relacji;
– zadania i obowiązki, by uczyło się samodzielności i odpowiedzialności;
– radość i zaufanie, by czuło i wiedziało z czego składa się miłość.
Rodzicu, po prostu, na tyle na ile to właściwe, daj dziecku siebie.
Andrzej Marian Kubiak