Odczyt nastąpił w dniu 15.07.2020 w Klubie Świadomego Rodzica
(artykuł w fazie roboczej, proszę o uwagi, opinie, pytania)
„Ja tylko chcę, aby Pan ją naprawił”- to najczęstszy zwrot jaki słyszę od rodzica, który chce przyjść z dzieckiem, które sprawia kłopoty. Gdy dotykam tematu wychowywania dzieci, jako procesu komunikacji na linii rodzic – dziecko, rodzice zwykle ustawiają się ciut okoniem. Jak tylko wyczuwają, że to w jaki sposób komunikują do dziecka wpływa bezpośrednio na to jak się ono zachowuje, zaraz poszukują racjonalizacji typu: „ale przecież dziecko chodzi do szkoły, na podwórko… i uczy się od innych”.
Czy wynika to z poczucia winy?
Często tak, choć zdarza się, że z poczucia krzywdy także. Rodzic najczęściej w jakimś stopniu zdaje sobie sprawę z tego co dzieje się w domu i jaki jest wiodący model komunikacji w tym gniazdeczku. Polega też na zasłyszanych opowieściach o wychowywaniu dzieci przez innych rodziców i na temat wpływów społecznych.
Nawet jeśli nie umie tego nazwać, to czuje, że zdarza się, iż wpada w jakiś stały nurt komunikowania do członków rodziny (najczęściej emocjonalny) i nie potrafi z niego się wydostać. Dopiero gdy podczas sesji omawiamy pojedyncze sytuacje, zaczyna czuć, że miał wpływ na zaistniałą sytuację, ale też to, że nie będzie łatwo z tego wyjść. Duża część rodziców właśnie na tym etapie rezygnuje ze spotkań z psychologiem.
Trochę rozczarowani tym, że w „zabawce dziecko” nie da się zmienić czipa na nowy – wolny od wirusów, nie ma też tam jak kliknąć na przycisk Game Over i rozpocząć gry od nowa, ani też nie da się zaaplikować szybko i skutecznie działającej tabletki. Dochodzą do wniosku: „Jak Pan nie umie jej/go (dziecka) naprawić to po co mam tu chodzić”?
A co może „je naprawić”?
Najpierw akceptacja stanu jaki jest i naszego w nim udziału. Można też pokusić się o zrozumienie dlaczego tak jest i co jeszcze – oprócz mnie – ma wpływ na to jak ja się zachowuję wobec dziecka. Zrozumienie siebie i tego co nas popycha do zachowań niechcianych, a następnie jak to wpływa na dziecko i czym skutkuje.
Podam przykład:
Etap pierwszy: Zbyszek ma lat pięć. Idzie z mamą za rękę.
– zdarzenie pierwsze: Mama rozmawia przez telefon GSM i jest podenerwowana, nieświadomie uciska rękę synka. Zbyszek czuje ucisk dłoni i chce się uwolnić. Mama na chwilę puszcza rękę synka aby po zakończonej rozmowie schować telefon do torebki. Zbyszek korzysta z tej okazji i ucieka. Mama go dogania i dale mu klapsa oraz mocniej trzymając za rączkę prowadzi dalej.
– zdarzenie drugie: Innym razem. Mama prowadzi Zbyszka zimą. Jest ślisko i tu także mama mocniej trzyma rączkę synka. Synek się przewraca. Mama otrzepuje go ze śniegu, bierze go na ręce, przytula,.
Czego doświadcza umysł synka:
I – mama + telefon (odwrócona uwaga) + ucisk ręki = awantura
II – mama + uwaga skierowana na mnie (kontrola) + ucisk ręki = czułość
W przełożeniu:
I – Gdy uwaga mamy jest skierowana nie na mnie, będzie awantura i będzie bolało.
II – Mama jest dla mnie czuła i daje mi poczucie bezpieczeństwa, gdy ma nade mną kontrolę.
Etap drugi: Synek testuje mamę.
Dokonuje wielokrotnych prób uciekania, gdyż one powodują, że mama koncentruje się coraz bardziej na nim. Jego umysł, chcąc uratować jego życie, testuje tę zależność. W każdej chwili drobnej nieuwagi mamy podejmuje próbę ucieczki lub potyka się. Gdy jednak zdarzy się, że mama rozmawia z kimś przez telefon, synek ucieka na tyle szybko i skutecznie aby nie dać się złapać i nie doświadczyć bólu (klapsów i awantury) …..(katastroficzne rozwiązanie: dziecko ucieka ratując się przed awanturą i… wpada pod samochód. Umysł nie wie, że chroniąc Zbyszka przed klapsami, które nie wiadomo czy w ogóle nastąpią kieruje go do ucieczki tym razem na ulicę. Nie znając negatywnych skutków wbiegnięcia na ulicę, gdyż nie ma takiego doświadczenia w swoim zapisie, nie wie, że naraża swojego nosiciela na śmierć).
Etap trzeci: w relacji Zbigniewa (lat 33) z partnerką
„Gdy partnerka zajmuje się mną, to gwarantuje mi bliskość i bezpieczeństwo, a gdy nie daje mi uwagi…, to zaraz będzie awantura” (samospełniająca się przepowiednia). Zbigniew nie wie dlaczego jego partnerka nazywa go „Brzęczącym muchem”, ani też dlaczego narastają w nim negatywne emocje gdy partnerka esemesuje lub rozmawia przez telefon w taki sposób, jakby go tam nie było. Podczas spaceru po parku, partnerka wzięła Zbyszka za rękę. Było mu miło, jednak po chwili zaczęli sprzeczkę z partnerką. Zaczęli się sprzeczać o to, że zamiast podjadać w barach, mógłby wcześniej wracać do domu na ciepły obiad. Zaczęło się „o nic”, a skończyli awanturą po której każde wracało do domu inną drogą.
Etap czwarty: co będzie w relacji Zbigniewa (lat 44) z partnerką?
Haloooo! To nie jest tematem tego artykułu! 🙂
No tak. Zostawmy to czytelnikom książki E. Berne’ „W co ludzie grają” i ich wyobraźni. Pozwolę sobie tylko dokończyć ten wątek na tyle, aby dać pełniejsze zrozumienie funkcjonowania umysłu. Jeżeli umysł Zbyszka uzna, że:
– mocny ucisk mamy jest dla niego zagrożeniem, jako dorosły może unikać kontroli, może czuć się ograniczany nawet gdy partnerka prosi o przychodzenie z pracy prosto do domu…, źle czuć się przy audytach, czy oceniających go zwierzchnikach…, może też wręcz przeciwnie pójść do pracy w służbach mundurowych, aby być pod kontrolą i dzierżyć pieczę nad podwładnymi;
– zagrożeniem jest oddalanie się od matki (na przykład gdy ktoś obcy go zatrzyma i dostarczy do mamy), to Zbigniew może być domatorem (z agorafobią), albo wręcz przeciwnie np. samotnym podróżnikiem, aby nie doświadczać oddalania się od bliskich;
– może czuć i deklarować partnerce potrzebę bliskości, a gdy to następuje, robić wszystko aby otrzymać odrzucenie (klapsy);
– i tak dalej, i tak dalej.
Czyli umysł Zbyszka, tak jak każdego człowieka, podlega pewnemu prawu:
Zagrożeniem dla naszego umysłu
nie jest to co stanowi faktyczne zagrożenie,
tylko to co umysł uznaje za zagrożenie.
Prawo to bierze się z kolei z tego, że umysł parolatka, zupełnie co innego będzie uznawał za zagrożenie niż umysł dorosłej osoby. Na poziomie nieświadomym, będzie budował przekonania na temat zagrożeń płynących z otaczającego go świata i będzie w nie wierzył nawet gdy już będzie dorosły. To jest głównym powodem irracjonalnych przekonań, blokad rozwojowych oraz naszych działań zmierzających w niechcianym przez nas kierunku. Zadając sobie w niektórych sytuacjach pytanie: „po co to robię skoro nie chcę”, możemy obserwować jak umysł nieświadomy popycha nas do tego, co sprzeczne ze świadomym.
Coraz mniej ciekawości, a coraz więcej obaw buduje stan umysłu, który popycha nas do dzierżenia coraz większej kontroli nad własnymi poczynaniami i otaczających nas osób, zmniejszając otwartość i zaufanie do nich, nas samych i całego świata
Co jeszcze może mieć wpływ na wychowanie i zachowania?
– jakości przeżytych traum, chorób i okresów rozwojowych;
– niektóre wzorce zauważone w otoczeniu, naciski społeczne, klimat, sekwencje powtarzających się zdarzeń;
– historie narodowe i rodowe, które niosą jakby karmiczne ciężary powtarzających się sytuacji z których nie ma ucieczki, albo konstruktywnego rozwiązania. Wpadamy w nie nieświadomie powtarzając zdawałoby się nieaktualne konteksty.
– kultura domowa i środowiskowa – z wybranymi zwrotami jest podobnie jak z historiami.
Pamiętajmy, że umysł zwykle produkuje algorytmy stałych prostych komunikatów i uzależnia się od nich.
Te wszystkie czynniki i wiele pośrednich mają wpływ na to jak funkcjonujemy i komunikujemy, do czego dążymy, a czego unikamy. Jak wychowujemy dzieci, czego od nich oczekujemy i jak to egzekwujemy.
Nawet jeśli nie chcemy mówić/robić swojemu dziecku tego, co nam mówiono/robiono, to i tak łapiemy się na tym, że stosujemy te same odzywki/zachowania (algorytmy) jakie kierowano do nas. I choć jest to wkurzające, to nie wiemy co bardziej, nas wkurza, czy łapanie się na tym, czy samo czynienie tego, co robiono nam.
I tak dochodzimy do powielania metod wychowawczych?
…lub przeciwstawiania się ich powielaniu, co jak będzie wynikać z kolejnych artykułów w tym temacie, prowadzi do tego samego. Tu dochodzimy do rodzicielskich postaw. Przypomnę, dzieci kopiują rodzica tej samej płci i starają się przypodobać rodzicowi płci przeciwnej.
Czy to stąd biorą się rodzaje dyscypliny jakie stosujemy wobec dzieci?
Tak. Nie znamy innych rozwiązań, więc stosujemy znane, które nasz umysł uznaje za właściwe.
W Analizie Transakcyjnej (E. Berne’), na której będę się tu opierał, zostały one podzielone na cztery rodzaje komunikatów (werbalnych i niewerbalnych):
Ja ok – Ty nie ok – jako agresja – wychowanie zwane surowym
Ja nie ok – Ty ok – jako uległość – wychowanie zwane pobłażliwym
Ja nie ok – Ty nie ok – jako manipulacja skierowana na agresję lub uległość i ich bierne odmiany – umownie nazwijmy je wychowaniem pokrętnym
Ja ok – Ty ok – jako wychowanie zwane asertywnym
Ja ok – Ty nie ok (surowe) – czyli ja wiem lepiej jak powinno być, jak powinno się odzywać, coś robić, czy postępować wobec innych. Oczywiście w parze nie musi iść spójność z zachowaniem (i często nie idzie!). To narzucanie woli w celu wywołania określonych zachowań drugiej osoby, uznawanej jako podrzędnej, „do naprawy”, niedouczonej życiowo… etc. Na subtelnym poziomie będzie to przejmowanie działań, na ciut wyższym pojawią się pouczki, a na jeszcze wyższych dokuczki, dowalanki, reprymendy, kazania i awantury, zmierzające do przemocy psychicznej, a także fizycznej. Najczęściej, wszystko to w dobrej wierze, aby dziecko się dobrze wychowało i miało lepiej niż ja.
Ja nie ok – Ty ok (pobłażliwe) – charakteryzuje się zgadzaniem się z dzieckiem i realizowaniem jego zachcianek „dla świętego spokoju”. Przecież dziecko potrzebuje swobody, nie powinno być ograniczane, powinno być szczęśliwe i spokojne, więc nie powinno się dziecka stresować … – takie i inne komunikaty rodzica unikającego konfrontacji z dzieckiem, prowadzą do roszczeniowej postawy dziecka. Nadmierne uznawanie praw dziecka i spełnianie jego zachcianek prowadzi do swego rodzaju walki o władzę, w której dominuje dziecko. Gdy złością, obraźliwymi słowami i fochami nie uzyska tego czego chce, może wymuszać za pomocą płaczu, ostentacyjnego smutku, albo korzystając z uroku osobistego i próśb. Nie ważne jakim kosztem, ważne aby osiągnąć cel – wygrać.
Ja nie ok – Ty nie ok (pokrętne) – to rodzaj nie kończącej się gry. Żadna ze stron nie wyraża swoich potrzeb wprost i nie wyraża się pozytywnie o innych. Komunikuje pokrętnie. Zamiast powiedzieć: „dobrze Ci poszło”, stwierdzają, że: „no…, nie było źle”; zamiast: „spróbuj zrobić to inaczej”, stwierdzają: „nigdy się tego nie nauczysz…, a ja nie jestem od tego by ciebie wyręczać”. Świat i ludzie są do niczego i ja też. Nikomu nie można zaufać i niczego zrobić ani zaplanować. Bierność, bierność i bierność usprawiedliwiana przerzucaniem odpowiedzialności na innych – beznadziejne dziecko, beznadziejnego drugiego rodzica i beznadziejnych nauczycieli.
Ja ok – Ty ok (asertywne) – to najrzadziej występująca odmiana wychowania. Choć rodzice często deklarują, że są ok wobec swojego dziecka i traktują je ok, to zwykle nie rozumieją co to tak naprawdę asertywność oznacza. To, że uważają, że są w porządku wobec dziecka, ich zdaniem oznacza, że ich model wychowawczy jest oparty na asertywności. Karmią je, ubierają, zawożą do szkoły i uczą jak się zachowywać i co robić, więc szanują jego potrzeby – traktują, że jest ok i sami też tacy są wobec niego. Nic bardziej mylnego. Tu nie chodzi o to co my uznajemy za słuszne (często po wielu racjonalizacjach), ale o to, czy tę drugą osobę traktujemy na równi ze sobą w kwestii szacunku i współpracy.
Czy możemy bardziej szczegółowo przyjrzeć się tym postawom?
Tak. Zachęcam. Postaram się kolejno je opisać w najbliższych artykułach o podobnym początku w tytule.
Na prawdę?
Jest to tak ważny temat, że potrzebna jest bardziej wnikliwe spojrzenie na każdą z nich, gdyż używamy wszystkich na co dzień, ale zwykle jedna z nich jest bardziej wiodąca.
Czyli…, do zobaczenia za miesiąc?
Tak, do zobaczenia w kolejną trzecią środę miesiąca.
Andrzej Marian Kubiak