Odczyt nastąpił w dniu 2021.01.20 w Klubie Świadomego Rodzica
(artykuł w fazie roboczej, proszę o uwagi, opinie, pytania)
Lato. Idę spacerowym parkiem. Tuż przede mną przewraca się półtoraroczne dziecko. Jego nóżka zaplątała się o kółko spacerowego wózka i…, mocne bam. Rodzice zatrzymują się, oboje patrzą na dziecko (nawet nie spojrzeli po sobie). Każde z nich nie spuszcza dziecka z oka, aż do momentu, gdy ono, jak gdyby nigdy nic wstało, otrzepało rączki i ruszyło dalej. Niezbyt częsta sytuacja.
Najczęściej widzimy sytuacje w których przewraca się dziecko i jedno z rodziców:
– nachyla się, pomaga wstać, otrzepuje kolanka, rączki i pyta: „Nic się nie stało?” (tylko po co?) – typ pobłażliwy (uległy)
– śmiejąc się stwierdza: „No ten to zawsze coś wywinie… Hahaha!” (tylko po co?) – typ surowy
– rozgląda się wokoło mówiąc: „Co za kretyn wymyślił takie głupie wózki?” (tylko po co?) – typ pokrętny
Osoby nieasertywne (większość z nas), patrząc z boku na tę sytuację z przewracającym się dzieckiem, mogą nieingerujących rodziców ocenić jako np.: bezdusznych (pobłażliwi), bezradnych (surowi) czy dziwnych (pokrętni). Osoby asertywne, docenią starania rodziców. Tak, trzeba się postarać, aby nie reagować nawykowo w takiej sytuacji.
Nieingerujące obserwowanie dziecka to nie jest bezduszność, bezradność czy dziwactwo. To umiejętność poradzenia sobie ze sobą (tak, ze SOBĄ!) w miejscu publicznym i przekazanie dziecku pełnego szacunku i ufności (tak, nawet półtorarocznemu). W tym przypadku, to nie uleganie presji społecznej, tylko (aż!) oddanie dziecku przestrzeni na samodzielne zdobywanie doświadczenia i budowanie wiary we własne możliwości.
A może cały ten czas patrzeli na dziecko sparaliżowani lękiem?
Tak, patrzeli. Jednak nieingerująca obecność, to nie ignorancja mająca skrywać lęki. To podstawa rodzicielskiego zaufania i nie odzierania dziecka z doświadczenia i odpowiedzialności. W efekcie dziecko, bez oglądania się na rodziców, samodzielnie wstało i poszło dalej.
Czego w tym czasie doświadcza umysł dziecka?
Dzięki neuronom lustrzanym, dziecko wyczuwa płynący spokój rodziców, więc nie tworzy dramatu. Inaczej jest, gdy rodzice ingerują i nakręcają się jak we wcześniejszych przykładach, przedstawiających zachowania w nieasertywnych stylach. Dziecko wtedy ulega ich nerwowości, a nawet może mieć poczucie zagrożenia (rodzic w lęku, czy stresie, to sygnał o jakimś zewnętrznym zagrożeniu dla stada w tym dziecka).
Nieadekwatne reakcje rodziców, bezpośrednio wpływają nie tylko na zachowania dziecka, ale także na jego wewnętrzny spokój i stosowane przez dziecko rozwiązania w przyszłości. Podam parę przykładów takich rozwiązań:
– dziecko rodzica typu pobłażliwego, gdy nie dostanie oczekiwanej uwagi, oczekując pomocy, może „wpaść” w bezradność i płacz, aż do krzyku na poziomie „obdzierania ze skóry”.
– dziecko rodzica typu surowego, z zaciśniętymi ząbkami, odcinając się od bólu może potykać się coraz częściej, gdyż krytyczne uwagi rodzica, to jednak uwaga skierowana na nie, a ta jest bezcenna.
– dziecko rodzica typu pokrętnego, może wyżywać się na „niedobrym” wózku, który jest be i rozbudzając w sobie złość na wózek, całkowicie odejść od widzenia własnego udziału w tym zdarzeniu.
Każde z powyższych, odchodząc od skonfrontowania się z przyczyną zdarzenia, w tym zauważenia własnego udziału – wpływu, nie wyciąga właściwych wniosków i przenosi całkowitą odpowiedzialność za całe zdarzenie na „obiekty zewnętrzne” (rodzice, wózek…).
W wychowaniu asertywnym
dziecko widzi własny udział
w spotykającym go zdarzeniu,
uczy się właściwego postępowania
oraz doświadcza wsparcia rodzica.
Przecież Ci nieasertywni rodzice także wykazują się troską.
Bardziej o siebie. Nie radząc sobie ze sobą w określonej sytuacji, dają upust własnym emocjom w sposób zależny od nawyków. Oczywiście racjonalizują później swoje postępowanie zwrotami: „robię to dla dobra dziecka”.
Nie można ich za to winić, gdyż po pierwsze nie znają asertywnych rozwiązań, a po drugie przebywając w mało asertywnym społeczeństwie, uczą się od innych takich rozwiązań, jakie podobno działają.
Nic bardziej mylnego. Wiele o tym pisałem w poprzednich artykułach z tej serii, więc zachęcam do ich przeczytania. Oczywiście, pozytywna, troskliwa intencja rodzica nie jest bez znaczenia, jednak:
Pamiętajmy, że dziecko
czuje to, co czuje i dopóki
nie ma tego popsute, odczytuje
emocje rodzica wprost – takimi
jakimi są, a nie takimi,
jakimi rodzic, chce te swoje
emocje zamaskować.
U rodziców, za poczuciem wstydu powstałym w wyniku tego, że ich dziecko przewróciło się w miejscu publicznym, stoi opinia, że jest „jakieś ułomne, bo się przewróciło”. To w połączeniu np. z przerażeniem pobłażliwego, frustracją surowego czy udawaną obojętnością (na dziecko) pokrętnego budzi emocje, w których dziecko prędzej poczuje strach, brak akceptacji, odrzucenie… niż troskę.
Czyli wracamy do neuronów lustrzanych?
Tak, w naszym mózgu, są one jednym z narzędzi odpowiedzialnych za empatię. Według neurobiologa prof. Jerzego Vetulaniego: „Dzięki neuronom lustrzanym i rezonansowi pomiędzy mimiką i nastrojem, obserwując twarze innych ludzi odtwarzamy w naszym mózgu ich nastrój, zmiany uczuć, stan ducha – większość z nas dobrze potrafi czytać emocje z twarzy innych.”.
Podobnie o mimowolnym pojawianiu się mikroekspresji świadczących o przeżywanych emocjach i o naszej naturalnej zdolności odczytywania ich – pisze psycholog Paul Ekman, trener i specjalista w wykrywaniu kłamstwa. Od urodzenia mamy to w darze, jednak zaraz po wczesnym dzieciństwie „chowamy tę zdolność jako nieopłacalną”, a dzięki rodzicom, najczęściej mamy „to popsute” już w wieku 6 lat.
Nieopłacalna i popsuta zdolność?
Tu dużo zależy od sposobu reagowania rodzica. Gdy rodzic przed dzieckiem ukrywa to, co czuje, a szczególnie, gdy zaprzecza temu w sposób bezdyskusyjny, wpływa na powstające w dziecku blokady – mechanizmy obronne.
Dla dziecka, to ogromny stres, niepotrzebne napięcie i psucie dobrej atmosfery. Dziecko w tej sytuacji, woli tłumić „prawdę” o odczytywanych emocjach rodzica, niż narażać się na jego negatywne reakcje. Niezależnie od sposobu w jakim stylu surowym, uległym czy pokrętnym, rodzic zaprzecza swoim emocjom, uczy dziecko odcinania się także od własnych.
W moim dzieciństwie, poznałem na własnej skórze (wręcz dosłownie) wszystkie trzy style i ich emocjonalne skutki. Dopiero studiując psychologię, nauczyłem się je rozpoznawać, a dzięki Treningom Umiejętności Społecznych i Rozwoju Osobistego (polecam 3AMK) uwolniłem się od nich.
Często bywa, że dzieci z takich rodzin (dysfunkcyjnych, przemocowych), bez specjalistycznych terapii, nie potrafią w dorosłym życiu: a) właściwie rozwiązywać swoich problemów; b) tworzyć zdrowych relacji; c) popełniać błędów bez negatywnych skutków emocjonalnych; d) radzić sobie z własnymi dziećmi; e) wiele, wiele innych (patrz: dzieci DDD).
Długofalowo skutkuje to poczuciem wybrakowania, zalęknieniem i osamotnieniem lub uzależnianiem się od innych ludzi. Od ich opinii i pomocy, a w dorosłości od rozkazów i wyręczania. Prowadzi do postawy agresywnej lub biernej czy uległej, często z dodatkiem roszczeniowej w dorosłym życiu.
A co daje asertywna i nieingerująca postawa rodzica?
Postawa asertywna nacechowana jest uczciwością, szacunkiem i otwartością. Aby móc ją w pełni wyrażać trzeba być świadomym swoich uczuć i emocji. Dziecko uczy się tych kompetencji bez potrzeby zatajania i zakłamywania swoich myśli i poczynań.
Doświadcza od rodzica tego, że zawsze jest akceptowane, więc nie musi walczyć o miejsce w stadzie, ani rywalizować o pozycję. Rodzic dbając o właściwą atmosferę, której podstawą jest jego nastrój i komunikując bez zaznaczania swojej pozycji, dba o dwie specjalności obejmujące: obszar Adekwatne Myślenie Kontekstowe i obszar Asertywna Monitorowana Komunikacja. Poniżej przedstawiam model graficzny z naniesionymi wektorami – kierunkami na jakie określony obszar jest zorientowany:
Co można zrobić, aby taka sytuacja była dla dziecka jak najmniej stresująca?
W życiu spotyka nas wiele stresujących sytuacji i to nie one decydują o naszej odporności na stres, tylko nasz stosunek do tych sytuacji. Tu, w przytoczonym przykładzie, dziecko uczy się, że taka sytuacja może się zdarzać i nie ma potrzeby robić z niej dramatu.
Przyglądając się ssakom, napotykamy wiele przykładów takiej nieingerującej obecności. Polecam filmik o niedźwiedzicy obserwującej zmagania jej maleństwa w postaci kilkukrotnego podchodzenia po zaśnieżonym stoku i zjeżdżania w dół: https://www.youtube.com/watch?v=kwb9pShf3Qw.
Podstawowym narzędziem rodzica jest nieingerująca, ale aktywna obserwacja, czyli taka, w której cała uwaga jest skierowana na podmiot (tu dziecko) i kontekst, będąca w stanie gotowości w razie konieczności działania. To najlepszy budulec samodzielności i sprawczości dziecka od najmłodszego okresu. Samodzielność i sprawczość, to podstawy poczucia własnej wartości i wiary w siebie.
Nieingerująca obecność, to także wzorzec postawy z którego dziecko będzie czerpać umiejętność nie wyręczania innych i nie przejmowania odpowiedzialności za innych tylko za siebie, a więc czystej asertywności. To pozwoli mu w sposób niepsuty przez rodzica zdobywać najcenniejsze kompetencje osobiste i społeczne.
Czy to będzie się dziecku opłacać w jego dorosłym życiu?
Psychologowie i stratedzy zarządzania, na podstawie badań i przewidywań uznali, że kompetencje przyszłości to:
– ciekawość – taka szczera dziecięca z zachwytem;
– wnikliwość – tu kryje się także uważność, wytrwałość, skrupulatność i wiele innych;
– determinacja – bez względu na rezultaty, czyli „przechodzenie od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu”(Churchil);
– angażowanie – siebie i zapalanie innych do swojej idei.
Szczególnie o pierwsze trzy już od najwcześniejszego dzieciństwa warto zadbać, a raczej starać się ich nie popsuć zbędnymi, a w szczególności krytycznymi zwrotami kierowanymi do dziecka. Czwartej dziecko będzie się uczyć przez przebywanie z innymi i zachowanie możliwego spokoju i zarządzanie własnymi emocjami w każdej sytuacji społecznej.
Tu dotykamy postawy aktywnej – działającej po przemyśleniu, w oparciu o cały kontekst, a nie reaktywnej odruchowo reagującej na pojawiające się bodźce i nawet w środowisku VUCA umiejącej stosować komunikację FLOW.
Czym jest VUCA, a czym komunikacja FLOW?
– VUCA, to środowisko bliskiej zawodowej przyszłości, w którą wejdą nasze dzieci już po pierwszym ćwierćwieczu tego stulecia. Nazwa, to akronim z angielskich słów: volatility – zmienność, uncertainty – niepewność, complexity – złożoność i ambiguity – niejednoznaczność.
Brzmi to jak zmienna aura nad grząskim gruntem i tak będzie wyglądać. Konkurowanie i budowanie względnie trwałych konstruktów w takim świecie zawodowym, będzie wymagało wyjątkowych cech. Stąd osoby potrafiące współpracować w zespołach zachowując swoją indywidualność, oraz potrafiące myśleć twórczo, a w sytuacjach kryzysowych zachować zimną krew, będą bezcenne.
– KOMUNIKACJA FLOW, to komunikacja, w której już dzisiaj szkolą się menadżerowie i nauczyciele (Montessori). Jej celem jest podejmowanie przez osobę (współpracownika czy dziecko) w taki sposób aktywności, że będzie ona łączyć pozytywne emocje z wysokim poziomem zaangażowania (FLOW).
Aktywność FLOW, to stan w którym doświadczamy przepływu i uniesienia, podczas których zatracamy się w wykonywanych czynnościach do tego stopnia, że nawet ból i potrzeby fizjologiczne przestają mieć znaczenie, a czas przestaje istnieć. Każdy z nas zna taki stan, w którym „płyniemy zatopieni w jakiejś czynności”.
Dla dziecka, stan FLOW jest przyjemnym i wewnętrznie nagradzanym celem samym w sobie. Jak opisuje to psycholog, twórca teorii przepływu profesor Csíkszentmihályi, osoba jest skierowana na motywację wewnętrzną, a nie zewnętrzne nakazy, czy korzyści.
VUCA I FLOW – umiejętność radzenia sobie w środowisku VUCA i rozbudzania stanów FLOW, to także cel praktyk AMK. Umysł motywowany wewnętrzne i zrelaksowany, jest w stanie przetwarzać wielokrotnie więcej danych od umysłu będącego w stanie niepokoju.
Będąc na właściwych falach, w każdych warunkach, chętniej podejmujemy działania, które są właściwsze, a relacje budowane w takiej atmosferze, są trwalsze i zbliżające do siebie.
Nawet z osobami, które mają wyższy status lub/i są dla nas autorytetami, a także osobami nam nieprzychylnymi, gdy umysł potrafi być zrelaksowany, produkuje lepsze komunikaty. To pomaga budować asertywną komunikację, skierowaną na współpracę i poszukiwanie rozwiązań.
Skąd o tym wiadomo? Wcześniej mówiono, że człowiek tylko jak musi, to wymyśla nowe rozwiązania.
Nowe, nie znaczy lepsze. Czym innym jest to co nas motywuje, a czymś innym są możliwości naszego umysłu. Nie jest tajemnicą, że wielu osobom (głównie zależnym od innych), do tego aby zacząć działać czy rozwiązywać problemy, potrzebny jest bodziec – jakaś presja – motywator.
Nadal jeszcze takich osób wokół nas jest znacznie więcej, co powoduje, że powstaje złudzenie, że ta metoda „działa na wszystkich”. O jej rzeczywistej, destruktywnej skuteczności pisałem w części o wychowaniu surowym.
Pamiętajmy jednak, że są osoby, które nie potrzebują „zewnętrznego bata”. Jest ich znacznie mniej, ale jest od kogo się uczyć.
Rodzicom, nadal funkcjonującym zawodowo w modelu autorytarnym, pełnym nakazów, pouczek i kontroli, nie jest łatwo przestawiać się w domu i wychowywać dzieci w modelu asertywnym. Na szczęście:
Dzisiejszy autorytarny model
wychowywania dzieci i młodzieży
powoli odchodzi do lamusa
i czas przestawić się na tory,
prowadzące do asertywności.
Czas odczarować to złudzenie, że presja i kontrola to najlepszy sposób na podnoszenie rodzicielskiej skuteczności w wychowywaniu i wpływaniu na prawidłowy rozwój dziecka. Wręcz odwrotnie. Powodują one, że dziecko przenosi odpowiedzialność i motywację na obiekt zewnętrzny (na rodzica), a działając w stresie, jego umysł ma na celu uniknięcie kary lub zyskanie nagrody w miejsce wykształcania właściwych postaw i zachowań.
Prawidłowo rozwijające się dziecko, staje coraz bardziej odpowiedzialne, umotywowane wewnętrznie i twórcze. Do tego zamiast presji i kontroli, potrzebne są wsparcie i wiara w możliwości dziecka ze strony rodzica i relaks. Zamiast nagan i pochwał, uznanie i życzliwa atmosfera.
Badania neuronalne, jednoznacznie wskazują na to, że sprawność naszego umysłu i ilość połączeń neuronalnych rośnie gdy jest on zrelaksowany i sam szuka rozwiązań.
Dowodzi tego m.in. wspomniany tu wcześniej prof. Vetulani twierdząc, że medytacja powiększa objętość kory mózgowej, także w obszarach odpowiedzialnych za myślenie (w tym wymyślanie) i decydowanie.
Czyli łącząc te dwie umiejętności wracamy do samostanowienia i wyluzowania?
I coś jeszcze. Osoba zorientowana na własne decyzje, i potrafiąca samoistnie się motywować za pomocą inwencji, to osoba samodzielna, ale jeszcze nie koniecznie dobrze współpracująca. Do tego jest potrzebna klarowna i skuteczna, empatyczna komunikacja, która ludzi przybliża, a nie oddala.
Empatyczna? Czyli wrażliwa? A to nie wpłynie na utratę autorytetu?
Obalmy kolejny mit. Empatia to zdolność współodczuwania. Umysł, dzięki neuronom lustrzanym, odbiera cudze uczucia i emocje i pod wpływem takiego bodźca, wzbudza także emocje w nas. Osobie reaktywnej (nadal większość społeczna), odczuwanie cudzych emocji może „odpalać” automatyczne uleganie tym emocjom.
W zależności od wdrukowanych zachowań i mechanizmów obronnych, nasze emocje czasami są podobne, a czasami przeciwne do tych które odczytujemy – płynących od innych. To nawyki, odpalające się nieomal bez naszego udziału i nie zawsze adekwatnie do sytuacji (np.: zrobienia czegoś „DLA” lub „PRZECIW”).
Gdy umysł jest wyćwiczony w tym, aby nie ulegać cudzym emocjom, tylko odczytywać je oraz odczytywać swoje, pozwala nam na podjęcie decyzji jak się zachować oraz jaki komunikat zbudować i wysłać w określonej sytuacji. Wtedy bez obaw o eskalację emocji, możemy pozwolić sobie i dziecku na transparentną emocjonalność.
Dbając o prawidłowy rozwój dziecka,
starajmy się tak do niego zwracać, aby
minimalizować jego reakcje obronne,
w tym odcinanie się od odczuć i emocji,
a otwierać dziecko na komunikację
z poszanowaniem tych odczuć i emocji.
Tylko będąc świadomymi własnych emocji i starając się budować komunikaty asertywne, stwarzamy dziecku szansę na większą otwartość do świata i mniej stresujące dzieciństwo.
Wyczuwam, że dążysz do wykazania pozytywnych skutków z łączenia uważności i szacunku.
Tak. Po raz kolejny zwracam na to uwagę, aby nie psuć naturalnych cech dziecka jakimi są ciekawość, radość i zaufanie, a jednocześnie poprzez własną postawę i właściwe komunikaty, wykształcać w dziecku asertywność.
Ciekawość otwiera nas na niezakłamane „sięganie po swoje”, zaś radość i zaufanie, to składniki emocjonalne miłości (teoria Plutchika), w tym także bezwarunkowej sympatii do innych. Asertywność, to pełne – w słowie, czynie i postawie – poszanowanie praw swoich i innych ludzi (Linda Mahrus – 12 Praw Człowieka), wraz z traktowaniem ich na równi ze sobą.
Czy traktowanie dziecka na równi ze sobą nie jest ryzykowne?
To zależy co przez to rozumiemy. Jeżeli uznamy, że każdy ma swoje prawa i swoje kompetencje oraz, że każdy odpowiada za swoją część przynależnych mu praw i obowiązków, to łatwo nam będzie oddzielić prawa i obowiązki rodzica od praw i obowiązków dziecka i nadać im pełen kształt bez przerzucania odpowiedzialności i bez rywalizacji.
Dziecko to osoba młodsza, a nie gorsza. Psycholog z Tufts University Ayanna Thomas, na podstawie badań uważa, że dorośli postrzegają młodsze pokolenia jako mierne głównie z powodu własnej próżności. To pozwala rodzicom tłumaczyć dlaczego nie uznają praw dziecka jako równoważnych oraz nie zauważają wzrastających kompetencji u dziecka, traktując je wciąż jak „nieporadne maleństwo”. Jest to dorosłym wygodne, i tyle! Łatwiej stosować przemoc wobec kogoś kogo uważa się za „gorszego”!
Umysł dziecka potrzebuje akceptacji i wyzwań! Jakie wyzwania stawia dziecku rodzic, który nie wierzy w jego możliwości. Poprzeczka decymetr na ziemią już w trzecim roku zniechęca dziecko do jej pokonywania, a my często ustawiamy ją nastolatkom, gdyż w ogóle ich nie znamy. W takim środowisku, umysł dziecka spowalnia swój rozwój, podobnie jak przy poprzeczce zbyt wysokiej, przy której po kilku nieudanych próbach, także się zniechęca.
To jak teraz odpracować dotychczasowe zaniedbania?
Po pierwsze zdjąć z siebie ciężar tych zaniedbań. Takie winienie siebie niczemu nie służy. To było w czasie przeszłym, którego nie możemy zmienić. Możemy zacząć nowe podejście do dziecka i do siebie już! Tu i teraz.
Umysł dziecka na poziomie neuronalnym, podczas rozwoju przechodzi wiele reorganizacji, po których niewiele ze swojej przeszłości pamięta. Każde nowe zachowanie rodzica, jeśli będzie powtarzane, to szansa na nową autostradę neuronalną i wpuszczenie w zapomnienie starej. Budujmy trwałe autostrady do oczekiwanych postaw i zachowań naszych dzieci.
Jak tym razem ustrzec się od błędów?
Pozwalajmy sobie i dziecku na błędy oraz na ich samodzielne naprawianie. To uchroni nas dziecko przed ciężką chorobą umysłu jaką jest perfekcjonizm, który prowadzi do chorób somatycznych.
Wspólnemu życiu – rodziców i dziecka – dodajmy lekkości i zrozumienia.
Czyli?
Czyli jesteśmy tylko, i aż ludźmi! Gdy te nowe autostrady neuronalne znowu nie będą doskonałe, to jedna z nich taką będzie. Choć zabrzmi to opacznie, to jej najtrwalszym budulcem będzie elastyczność do zmian i umiejętność przyznawania się do błędów.
Twarde drzewa wicher łamie, miękkie drzewa wicher głaszcze. Budowle na sztywnych fundamentach trzęsienie ziemi rozsypie, budowle na elastycznych fundamentach takie trzęsienie pobuja. Umysł, zamiast nastawiania się na budowanie oporów i usztywnianie się, doświadcza przepływu miękkich i elastycznych wibracji – relaksu i swobody.
Co jeszcze możemy dać swojemu dziecku?
Dać? Wystarczy, że nie będziemy mu zabierać. Przywracając dziecku przestrzeń na sięganie po doświadczenia, na ciekawość i wnikliwość, a za razem samemu dbając o własną otwartość i odpowiedzialność oraz bezkrytyczność i uczciwość wobec niego, oddajemy dziecku dzieciństwo.
A co z głównym tematem tego artykułu, czyli asertywnością?
Asertywność, to poruszanie się
w granicach wyznaczonych
szacunkiem do siebie i innych.
Myślę sobie tak. Po przeczytaniu tego i poprzednich artykułów z tej serii, niech każdy sam poszuka odpowiedzi na to czym dla niego jest asertywność. Także w odniesieniu do naszych dzieci.
Czytelniku, na zakończenie, dodam coś, co dla wychowania Twojego dziecka może mieć kluczowe znaczenie. Najważniejsze, to zacząć tę asertywność stosować. Na tyle na ile ją czytelniku czujesz i rozumiesz, już od teraz. Już od teraz zacznij oddawać swojemu dziecku dzieciństwo! Niezależnie od tego, ile to Twoje dziecko ma lat :-).
Andrzej Marian Kubiak
Odczyt artykułu w wersji wideo jest na stronie: https://www.facebook.com/110429407124567/videos/4309435355838396