Odczyt nastąpił w dniu 15.04.2020 w Klubie Świadomego Rodzica
(artykuł w fazie roboczej, proszę o uwagi, opinie, pytania)
Ten temat, dotyczy takich sytuacji, w których dziecko jest przeciągane na jedną ze stron i staje się koalicjantem jednego z rodziców oraz takich sytuacji, w których drugi rodzic jest deprecjonowany w oczach dziecka.
Czy to, że na tę drugą połowę trochę ponarzekamy, to coś złego?
Jeśli patrzymy z poziomu nie za częstych igraszek słownych, to taka „przyprawa” może przynieść sporo ciekawego smaczku do relacji rodzinnej. Jeśli zaś pojawiają się w tych igraszkach mocniejsze kuksańce, to jednej ze stron nie musi być już tak całkiem radośnie.
Czyli musimy mieć dużą uważność na to czy tę drugą stronę nasze słowa jeszcze to miło gilają, czy zaczynają być dla niej dokuczliwe. Jeżeli nie jest to wstęp do dokuczania, to jak najbardziej zabawa jest zabawą.
Po czym poznać i co robić, gdy zabawa przeistacza się w coś innego?
Najprędzej poznajemy po odczuciach, a żeby cokolwiek konstruktywnego zrobić, potrzebne są dobra wola i obustronny szacunek. Jeśli jedna ze stron komunikuje, że dla niej te igraszki słowne przestają być zabawą, to komunikuje to miło i czytelnie. Druga strona na taki sygnał nie brnie dalej w radosnej zapalczywości, tylko przeistacza zabawę w mniej inwazyjną lub z szacunkiem całkowicie tę zabawę odpuszcza.
Aby obniżony nastrój nie eskalował, szanujemy to co mówi druga strona i przyjmujemy to bez tłumaczenia się, czy naprawiania takich komunikatów.
Temat, zagadnienie igraszek słownych, które wpłynęły na zmianę nastroju, z radosnego na mniej radosny, warto przegadać w innej, stosownej do tego chwili. Taka komunikacja, bez chowania pod dywan, pozwalająca na dogadywanie się w różnych kwestiach we właściwym do tego czasie, działa jak autoterapia w rodzinie.
Jaki wpływ na relację mogą mieć takie wrzutki „pół żartem, a pół serio”?
To jak z półgłówkiem i półgłupkiem, szklanką do połowy pełną czy pustą. Zależy od tego na co zwrócimy większą uwagę, a także od tego, czy w danym temacie jesteśmy bardziej wrażliwi czy drażliwi.
Często wydaje nam się, że ktoś się w drażliwych sytuacjach od nas oddala i jesteśmy o tym głęboko przekonani, a w rzeczywistości to my, nieświadomie oddalamy się od niego – alienujemy się.
Z tego powodu, nawet na subtelnym poziomie będziemy odczuwać właśnie obniżenie nastroju. To ważny sygnał, aby tym tematem w przyszłości się zająć. Tu uwaga:
Ja mam zająć się MOIM
drażliwym dla mnie tematem,
a nie tematem drażliwym partnera!
Pamiętajmy, aby delegować omawianie takiego tematu z trzech powodów. Po pierwsze, aby wybrać odpowiedni moment do zbudowania właściwego kontekstu – sprzyjający omawianiu trudnych dla nas, osobistych tematów. Po drugie, warto zaczekać, aż opadną emocje. W przeciwnym razie, wszelkie starania drugiej strony, mogą być przez nas – pokrzywdzonych – negatywnie odbierane. Po trzecie, komunikaty drugiej strony, w takich momentach do partnera/partnerki, częściej będą wynikały z poczucia winy i chęci obrony ego, niż z troski o drugą stronę.
Czy możesz podać przykłady takich komunikatów?
Przykład pierwszy:
Małżonkowie radośnie bawią się rzucając w siebie poduszkami. W pewnym momencie, nastrój się zmienia:
Żona: „Tym razem to uderzenie było za mocne i mnie zabolało.”
Mąż: „Serio? Może ciut rzuciłem mocniej”… i z troską dodaje: „…ale chyba nic się nie stało?”
Żona: „Jak to nie stało, będę miała siniaka”
Mąż: „Przepraszam, tak mi się rzuciło!”
Żona: „Koniec zabawy skoro nie potrafisz być delikatny, dajmy sobie spokój”
Mąż: „Już nie będę, nie psuj zabawy”
Żona: „Nie mam ochoty na dalszą zabawę”
Mąż: „Obraziłaś się?”
Żona: „Nie, tylko straciłam już ochotę.”
Mąż: „Zawsze tracisz ochotę gdy coś tobie nie pasuje. No dobra, chyba oboje jesteśmy już zmęczeni.”
(…)(..!)
Przykład drugi:
Małżeństwo kończy wspólnie zrobioną walentynkową kolację:
Mąż: „Miły wieczór i pyszna kolacja. Pyszna była, aż szkoda, że się skończyła.”
Żona: „Na co byś miał jeszcze ochotę?”
Mąż: „Może byśmy wyszli na winko do pubu?”
Żona: „Nie no co ty, zanim posprzątamy, a jutro do pracy. Mamy czerwone, wypijemy sobie w domu.”
Mąż: „Pomogę ci i na chwilę możemy wskoczyć.”
Żona: „To może wyskoczymy do Kowalskich”
Mąż: „Jakiś znużony się czuję, na chwilę się położę”
Żona: „Jak do pubu, to nie byłeś znużony” … i dodaje z troską: „co się stało? Ja ciebie nudzę?”
Mąż: „Tak wtedy chciałem, a teraz nawet do pubu nie chcę”
Żona: „Nie obrażaj się, myślałam, że jak zawsze, u Kowalskich będzie nam weselej!”
(…)(..!)
Tego typu potyczki słowne, w wielu domach bywają nieomal codziennością. Dodam tylko, że obydwa cytowane tu przypadki przeistoczyły się w dramatyczną awanturą, czego nie cytuję z uwagi na słownictwo..
Jak widać, w obydwu przypadkach członkowie zdarzenia, jakby nie słyszą co druga osoba mówi i tłumacząc się próbuje usprawiedliwić swoją niezręczność, gdy pojawiają się emocje. Zwroty typu: „chyba nic się nie stało” i „co się stało” – to nie jest troska, zaś: „chyba oboje jesteśmy już zmęczeni” i „nie obrażaj się” – nie są akceptacją.
W dialogach, nie przewija się ani troska, ani akceptacja, tylko narzucanie woli i kontrola. Nie dociera do mnie to czego chce druga strona, więc nie podejmuję właściwego tematu, tylko „produkuje” błędne założenia i forsuję swoje. Druga strona, słysząc odrzucenie jej prośby lub pomysłu, odbiera to jako mój brak szacunku do niej.
Jeżeli nie umiem z pokorą przyjąć, że dla drugiej strony coś jest niemiłe, to na subtelnym poziomie nie potrafię zaakceptować drugiej osoby wraz z jej odczuciami, czyli… Jeśli nie akceptuję trądzika u drugiej osoby, to w odczuciu tej osoby odrzucam ją, czyli nie akceptuję tej osoby w całości… Alienuję! Choć tak naprawdę to osoba alienuje się sama.
Często nie mamy o tym zielonego pojęcia!
Rzeczywiście tak jest. Nikt nas w szkole tego nie uczył. W domu przenosimy wzorce wychowania po rodzicach, oni przenieśli po dziadkach… etc.
Dlatego nie możemy mieć o to pretensji ani do siebie, ani do innych. Jednak, gdy jako Świadomi rodzice, poznajemy te mechanizmy i ich oddziaływanie na drugiego człowieka oraz innych członków społeczności (rodziny, grupy…), możemy unikać form komunikacji, które ludzi od siebie oddalają. To pomoże zapobiegać rozpadowi relacji lub budowaniu relacji toksycznych.
Jaki to może mieć wpływ na dziecko, gdy na przykład jest ono biernym i nie opowiadającym się po żadnej ze stron świadkiem?
Dziecko doświadcza czegoś z czym nie może sobie poradzić. Było fajnie i nagle atmosfera zmieniła się w ciężką, stresującą odbieraną przez dziecko jako zagrożenie. Jedna ze stron czuje się skrzywdzona, a druga pozostaje w poczuciu winy.
Dziecko, które kocha oboje rodziców, nie może nic w tej sytuacji zrobić, aby nie stworzyć frontu z jednym z rodziców przeciwko drugiemu. Ta bezsilność przekłada się na bardzo destruktywne wewnętrzne napięcie. Nawet jeśli rodzice nie wciągają dziecka do swojej gry, to i tak cierpi ono najbardziej, gdyż jego umysł nie jest jeszcze na tyle rozwinięty, aby sobie z obserwowaną sytuacją poradzić.
Umysł w takich sytuacjach uruchamia „mechanizmy obronne”. Jeżeli robi to często, to w dorosłym życiu z tych mechanizmów bywa więcej szkody niż pożytku.
A co, gdy jedno z rodziców „przeciąga” dziecko na swoją stronę?
Tu zaczyna się prawdziwy dramat dla dziecka.Jego poczucie bezpieczeństwa jest oparte na posiadaniu obojga rodziców. Tracenie jednego z nich (oddalenie), budzi u dziecka lęk o przetrwanie.Najczęstsze, późniejsze reakcje na taki stan rzeczy, to nerwice i stany lękowe.
Dwie najsilniejsze podwaliny dla równowagi psychicznej każdego człowieka, w tym dziecka, to autonomia i przynależność. Podczas, gdy umysł dziecka dąży do zachowania autonomii, jedno z rodziców, przeciągając je na swoją stronę, nie pozwala mu na samodzielne autonomiczne decydowanie.
Równocześnie, umysł dziecka w naturalny sposób (wynik ewolucji) dąży do przynależności także do drugiego rodzica. Gdy tej zabraknie, dziecko ma poczucie utraty, niepełności, co może skutkować problemami z tożsamością.
Rodzic, oddzielając dziecko od drugiego rodzica,
nawet jeśli nie deprecjonuje tego drugiego, a tylko
alienuje go tworząc z dzieckiem koalicję, naraża
to dziecko na cierpienie, a w przyszłości na depresje,
stany lękowe, fobie, poczucie wybrakowania
i nieumiejętność budowania bliskich relacji.
Oczywiście nie mówimy tu o domowych, często żartobliwych epizodach. Mówimy o częstych, podsycanych emocjami sytuacjach, w których jedno z rodziców traktuje dziecko przedmiotowo, przeciągając je na swoją stronę.
A jeśli rodzic posuwa się do deprecjonowania drugiego rodzica?
Dziecko buduje swój świat w oparciu o autorytety jakimi są rodzice. Są dla niego fundamentalnymi wzorcami postępowania. Naśladuje ich i podziwia. Podkopywanie jednego z tych autorytetów, jest niszczeniem fundamentów, na których opiera się tożsamość dziecka.
Po pierwsze, wszystko to, co oceniająco mówimy o drugim rodzicu, dziecko w jakimś stopniu odbiera osobiście, a gdy dotyczy to rodzica tej samej płci, odbiera to z podwójną siłą.
Po drugie, dziecko przyjmuje odczucia rodzica koalicjanta jako swoje (fenomen niezależnego myśliciela), więc obdarza takimi samymi emocjami rodzica alienowanego. W przypadku nienawiści, dziecko nieświadomie zaczyna szczerze nienawidzić drugiego rodzica i okazywać to bezkrytycznie.
Po trzecie, dziecko (szczególnie małe) bezrefleksyjnie przyjmuje prawdy o drugim rodzicu. Wierzy we wszelkie stwierdzenia typu: „okrada nas”, „oszukuje”, „wyleguje się tylko i nic nie robi”, „jest niewdzięcznikiem”, „krzywdzi nas”, „nie dba o dziecko”, „nie chcemy mieć z nim nic wspólnego”…
Gdy zaczyna się tymi zwrotami posługiwać, to jest to dla nas ważny sygnał, że dziecko ma poważny problem i potrzebna jest wizyta z dzieckiem u psychologa. Tak więc, żarty, żartami, ale…
A co w sytuacji, gdy obydwie strony nie szczędzą sobie negatywizmów?
Dziecko przechodzi przez szarpaninę emocjonalną jak worek treningowy. Nie może w pełni nikomu zawierzyć, a musi, jak kameleon, szybko zmieniać swoje nastawienie: raz pozytywne, raz negatywne, naprzemiennie wobec każdego z rodziców.
Umysł dziecka, nie mogąc poradzić sobie z taką sytuacją, doświadcza spustoszenia psychicznego, prowadzącego do fobii, depresji, a u nastolatków do prób samobójczych i nałogów. Jego tożsamość jest potłuczona na drobne kawałki i rozsypana.
Co jeszcze zagraża dziecku?
Posłużę się cytatem: “W drastycznych przypadkach miłość, szacunek, przywiązanie do oczernianego ojca czy matki ulegają bezpowrotnie zniszczeniu. Zostają zastąpione przez wrogość, niechęć, pogardę.” (…)
„Dziecko ma poczucie wyobcowania, negatywną samoocenę, problemy z tożsamością i autonomią, a w życiu dorosłym – trudności z nawiązaniem bliskich relacji, depresje, stany lękowe, fobie, łatwo się uzależnia.” (Wikipedia: syndrom Gardnera, PAS – polecam cały artykuł).
Podobno częstym alienatorem jest też przysłowiowa teściowa.
Tak. Każdy opiekun zajmujący się dzieckiem może być alienatorem. Nawet niania słowami: „jak ta mama ciebie ubrała?” może podważać autorytet matki w oczach dziecka. Także naturalni „koalicjanci” jak teściowie, u których dziecko często przebywa, mogą narobić więcej zamieszania w głowie dziecka, niż sami rodzice.
Dlatego warto się zastanowić, czy podrzucanie dziecka do dziadków zamiast zaprowadzania go do przedszkola, jest dobrym rozwiązaniem. Dla przykładu, jeśli moja mama otwarcie nie lubi mojej żony i wyraża się o niej negatywnie, to pozostawianie dziecka pod opieką mojej mamy, w przyszłości może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Czy to znaczy, że każdy może być alienatorem mogącym mieć wpływ na dziecko?
Tak. Alienatorem, może być każdy, kto trzyma tylko z jedną ze stron rodzicielskich lub/i występuje przeciwko drugiej. Dziecko jest pewne, że skoro starsi tak mówią to znaczy, że to prawda. Nawet dorośli, którzy przekazują sobie niepochlebne, potwierdzane stereotypami treści o drugiej płci, zaczynają w takie treści wierzyć, a co dopiero dziecko które tym rozmowom się przysłuchuje!
Jaki jest sposób na ochronę dziecka przed alienatorami, z którymi dziecko i tak będzie się spotykać?
Moim zdaniem, najpierw należy zadbać o poprawne relacje z drugim rodzicem. Jeśli to, co dziecko słyszy na zewnątrz nie będzie się potwierdzać z tym co mówią i robią między sobą rodzice, to „zewnętrzne paplaniny” nie będą miały większego wpływu na kształtowany przez dziecko obraz rodziców i siebie.
Dodam jeszcze, że
Nadawca negatywnej paplaniny o innych
ludziach, bardziej szkodzi własnej psychice
i swojemu wizerunkowi, niż krzywdzi odbiorcę.
… ale to temat na zupełnie inny artykuł.
Aby relacje z drugim rodzicem były poprawne, zalecam komunikację asertywną.
Czyli wracamy do komunikacji opartej na uważności i szacunku?
Tak. Oczywiście polecam skuteczną metodę jaką jest 3AMK. Obserwacja swoich nawykowych zachowań w różnych sytuacjach w dużym stopniu przyczyni się do świadomego redukowania negatywizmów i obron EGO, o których wspomniałem na początku tego artykułu.
A co gdy nad sobą pracuje tylko jedna strona związku?
Dziecko ma dwie podwaliny – fundamenty tożsamości…. Daj mu zachować choć tę za którą Ty odpowiadasz.
Zapewniam, że nawet dla samej/samego siebie i dziecka, warto popracować nad zmianą nastawienia do innych.
Więcej na temat skutecznego radzenia sobie w takich sytuacjach, wraz z gotowymi instrukcjami do pracy nad sobą, obiecuję przygotować i umieścić w kolejnym artykule.
Zapraszam za miesiąc do Klubu Świadomego Rodzica, jak zawsze w pierwszą środę miesiąca.
Andrzej Marian Kubiak